niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 6




*Oczami Sary*
Po zachowniu dziewczyn mogłam mieć pewność, że nie mają ochoty na rozmowę ze mną. Więc moją ostatnią nadzieją był Ney. Zapukałam do drzwi frontowych.
-Hej- uśmiechnął się otwierając mi drzwi. Pomimo, że wyglądał na szczególnie zmęczonego, wciąż był zabójczo przystojny.
-Cześć- odpowiedziałam, czując jak moja twarz oblewa się rumieńcem -Możemy porozmawiać?- spytałam nie za bardzo wiedząc jak i o czym z nim rozmawiać.
-Pewnie, wejdź- po raz kolejny posłał mi jeden ze swoich zabójczych uśmiechów  i machnięciem ręki wpuścił do środka. -O czym chciałaś rozmawiać?- spytał,
kiedy oboje usadowiliśmy się na skórzanej, białej kanapie.
-Eeee...- wydukałam- W sumie to nie wiem- bo naprawdę nie wiedziałam, przyszłam tu w ZUPEŁNIE innych celach. Ney, w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami i sięgną po
szklankę z wodą, którą wcześniej dostrzegłam na małym stoliku.
-Więc co u Ciebie?- podjął inwencję rozmowy.
-Nie wiem, w sumie dobrze...chyba- westchnęłam a moje ciało ogarną dreszcz kiedy chłopak położył swoją rękę na mojej. Powoli odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam
prosto w jego  oczy szukając w nich zgody na to co zamierzałam zrobić.

*Oczami Neymara*
Kiedy Sara przyszła wcale nie miałem ochoty na rozmowę z nią. Z drugiej strony nie mogłem tak po prostu jej wyrzucić. Nie wiedziałem po co tu przyszła. Choć wyglądała na onieśmieloną, jej późniejsze zachowanie wskazało na coś kompletnie innego. W życiu bym nie powiedział, że będzie próbowała mnie pocałować. Byłem nie mało zaskoczony przez co nasze usta zetknęły się ze sobą ale na szczęście w porę się opamiętałem. Gdyby nie,to mógłbym tego żałować
-Co ty robisz?- zapytałem najdelikatniej jak potrafiłem. Nie chciałem jej urazić.
-J-ja...chyba mi się podobasz- wyjąkała cicho.
-Co? Nie,nie,nie. To nie może być prawda- zdecydowanie zbyt gwałtownie zerwałem się z kanapy i zacząłem nerwowo chodzić po salonie- powiedz, że żartujesz- spojrzałem na Sarę, miała łzy w oczach.
-Ty tego samego nie czujesz- stwierdziła szlochając.
-Przepraszam, ale nie mogę.. Sara!- nie zdążyłem dokończyć bo dziewczyna wybiegła  z mojego mieszkania z płaczem.


*Oczami Catii*
Siedziałam na przydomowym tarasie, czekając na przyjaciela. Zastanawiałam się co mam mu właściwie powiedzieć. Może " Cześć Rafael, wczoraj się całowaliśmy a masz rozciętą wargę bo Alexis nie potrafi nad sobą zapanować" przecież to kompletnie nie ma sensu.
-Hej piękna- usłyszałam głos Rafy dochodzący gdzieś zza moich pleców. Delikatnie zarumieniłam się na słowo "piękna" , miałam nadzieję, że mój delikatny makijaż to skutecznie zakryje.
-Hej- uśmiechnęłam się ruszając w stronę chłopaka. Uśmiech zniknął z mojej twarzy tak szybko jak się pojawił. Pęknięta warga dwunastki świadczyła o tym, że będę musiała się zaraz gęsto tłumaczyć.
Postanowiłam to zrobić od razu, im szybciej tym lepiej. Z lekkim ociąganiem wyjaśniłam mu wczorajszą sytuację.
-Przepraszam- wyjąkał, gdy dokończyłam.
-To nic, czasu nie cofniemy- westchnęłam dość obojętnie.
-Dobra, jesteśmy- burknął pocierając dłońmi skroń. Wyskoczyłam z samochodu i praktycznie biegiem ruszyłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w szatni. Już miałam przekraczać próg, kiedy usłyszałam głos trenera.
-Co tu robisz ?- spojrzałam na niego jak na idiotę- nie wiesz, że trening jest odwołany? Nie dostałaś sms'a?- wyciągnęłam z tylnej kieszeni telefon. Kurczę faktycznie.
-Dostałam. Przepraszam miałam wyciszony telefon. Mogłabym jednak trochę poćwiczyć?- zapytałam z nadzieją w głosie. Nie miałam zamiaru jeszcze wracać do domu. Musiałam sobie to wszystko przemyśleć.
-A proszę bardzo- uśmiechnął się życzliwie i poszedł w swoją stronę.
Postanowiłam postrzelać karne na pustą bramkę, tak jak Ney kilka dni temu tylko, że nie cieszyłam się za każdym razem, gdy piłka lądowała w siatce. Dla mnie było to coś w rodzaju odreagowania.
Czułam jak łzy spływają mi po policzkach chociaż za wszelką cenę próbowałam je zatrzymać.
-Catia!- ujrzałam Rafaela wbiegającego na murawę -nie płacz- westchnął obejmując mnie ramionami. Poczułam zapach jego perfum. Tą chwile przerwał nam czyiś głos.
-Serio?- warknął a brazylijczyk odwrócił się by zobaczyć kto jest naszym gościem.
-Alexis- syknął Rafinha. Słysząc to imię gwałtownie oderwałam się od chłopaka.
-Chciałem porozmawiać z Cat ale widzę, że znalazła już partnera do rozmów- ostatnie słowa wykrzyczał po czym się odwrócił i ruszył w stronę wyjścia.
-Alexis!- zawołałam za chłopakiem a ten się zatrzymał i spojrzał na mnie.
-Nie będę z tobą rozmawiał, poza tym przecież masz Rafaela- spiorunował mnie wzrokiem.
-To prawda- wtrącił wspomniany chłopak. Teraz obaj mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. Po chwili Alexis spojrzał na mnie, w jego oczach widziałam coś w rodzaju bólu. Zacisnął pięści i odszedł.
-Spokojnie- wyszeptał Rafa składając krótki pocałunek na moim czole.
-Nie- krzyknęłam sama zaskoczona moją reakcją- idę do domu- burknęłam już spokojniej czując jak pieką mnie oczy od napływających łez. Kiedy się to wszystko skończy? Mam już dość.

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 5

*Oczami Nicole*
Siedzieliśmy na schodach już dłuższą chwilę, jednak nadal jedyne co potrafiłam zrobić w tej sytuacji, to przepraszać, za to, że jestem taką idiotką. Ney głaskał mnie po głowie, siedziałam na jego kolanach obejmowałam go w pasie jedną ręką, drugą nadal trzymałam w jego włosach.
-Jesteś zły?- zapytałam drżącym głosem. Wyplątałam swoje palce z jego włosów i splątałam nasze dłonie. Chłopak uśmiechną się szeroko, oczy błyszczały mu od niedawnych łez.
-Jak mógłbym być na Ciebie zły?- pogładził mnie po policzku nadal się uśmiechając.- A ty?
-To ja się tu zachowałam jak niewdzięczna suka. - chłopak skarcił mnie wzrokiem.
-Nie mów tak- burknął. Pocałował mnie w czubek głowy- Nel..- spojrzałam na niego pytająco.- Muszę z tobą porozmawiać...- po tych słowach zapadła niezręczna cisza, którą na całe szczęście przerwał mój telefon.
-Halo?
-Nicole, muszę z tobą porozmawiać, pilnie. Do zobaczenia w domu- powiedziała na jednym wydechu i natychmiast się rozłączyła.
-Muszę lecieć- rzuciłam szybko w stronę Neymara i pobiegłam do domu.

*Oczami Catii*
Cała droga do mojego domu przebiegła w ciszy. W głowie miałam mętlik. Alex jakoś też nie palił się do rozmowy, co mnie cieszyło. Wszystko co teraz było mi potrzebne to cisza. Nie zauważyłam nawet kiedy wjechaliśmy na podjazd. Chilijczyk próbował pogłaskać mnie po policzku ale się odsunęłam.
-Co się stało?- zapytał ale odpowiedziała mu cisza.- Catia spójrz na mnie- niechętnie wykonałam jego polecenie- Czemu się tak zachowujesz?
-Nie powinieneś go bić, Alexis- stwierdziłam patrząc prosto w jego ciemne tęczówki.
-Broniłem cię
-On nic takiego złego nie zrobił- widziałam jak zaciska zęby.
-To jak Ci się podobało to trzeba było z nim zostać- podniósł głos.
-Alexis...
-Co Alexis?! Miałby cię próbować zgwałcić, żebyś doceniła, że tam się wtedy pojawiłem?!- uderzył w kierownicę.
-Wiesz co? Ta rozmowa nie ma sensu- oświadczyłam wysiadając z auta.
-Idź do Rafaela, z nim rozmowa zapewne będzie miała sens!- krzyknął za mną.
Wbiegłam zapłakana do domu i nie zwracając uwagi na Nicole ruszyłam do swojego pokoju.

*Dzień później*

Dwa razy zapukałam w drewnianą powłokę. Po chwili usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza by następnie zobaczyć Rafę w kiepskim stanie. Chłopak uśmiechnął się do mnie i wpuścił do mieszkania.
-Widzisz co mam na twarzy?- wskazał na zaschniętą krew, która wcześniej spływała z rozciętej wargi.
-Przepraszam- wyszeptałam spuszczając głowę.
-Ty mi to zrobiłaś?- zaśmiał się a ja pokręciłam przecząco głową
-Ty nic nie pamiętasz- stwierdziłam dalej wpatrując się w czubki swoich butów. Brazylijczyk podszedł do mnie i uniósł mój podbródek tak żebym na niego spojrzała.
-Ej nie smuć się. Ogarnę się i pójdę z tobą na trening a po drodze wszystko mi opowiesz, tak?


*Oczami Sary*
Chwiejnym krokiem wracałam do domu, rozmyślając o całej imprezie. A zwłaszcza o pewnym 22-letnim napastniku. Za nim zdążyłam się zorientować kiedy, znalazłam się w przedpokoju własnego domu.
-Jestem!- rzuciłam, domyślając się, że pewnie większość domowników, już dawno opuściła mieszkanie, jednak się myliłam. Pierwszą osobą jaką zauważyłam, była Catia, stała przy dużym lustrze upinając włosy w kucyk.
-Idziesz na trening?- spytałam, kiedy szatynka, zwróciła na mnie uwagę.
-Tak, zaraz wychodzę- obdarzyła mnie uśmiechem, sięgając po torbę. Wiedziałam, jednak, że coś ją martwi.
-Coś się stało?- spytałam, kładąc rękę na jej ramieniu.
-Nie- rzuciła zbyt ostro niż było to konieczne. Poddając się, odsunęłam od niej i ruszyłam w stronę salonu.
-Hej- zawołałam, kiedy, na jednym z foteli zobaczyłam Nicole, zatopioną w lekturze. Ta jednak nie obdarzyła mnie nawet spojrzeniem.
-Coś się stało?- ponowiłam pytanie wcześniej zadane Catii. Co ich wszystkich ugryzło? W odpowiedzi, moja siostra jedynie wyszła z pokoju.

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 4

*Oczami Catii*

Kołysaliśmy się w rytmie piosenki Ed'a Sheerana - "Afire love". Bardzo lubiłam tą piosenkę. Kojarzyła mi się z pewnym wydarzeniem z przeszłości. Do oczu napłynęły mi łzy i odruchowo mocniej się przytuliłam do Chilijczyka, wdychając jego perfumy. Czułam dreszcze, gdy przejeżdżał dłonią po moich plecach.
-Trzęsiesz się- wyszeptał mi do ucha- zimno Ci?
-Nie- odpowiedziałam równie cicho. Piosenka dobiegła końca a Sanchez niechętnie mnie od siebie odsunął. Spojrzał mi w oczy a na jego twarzy zawitało zmartwienie.
-Coś się stało?- zaniepokoił się.
-Smutne wspomnienia- spróbowałam się uśmiechnąć ale zamiast tego wyszedł mi grymas.
-Jeśli chcesz...-zaczął ale między nas wepchnął się rozbawiony Dani.
-Jesteście trzeźwi- stwierdził niezbyt inteligentnie- tak więc odprawicie tą dwójkę do ich domów- wskazał na totalnie zalanych Adriano i Rafinhe. Raczej zalanego Adriano, Rafinha w miarę dobrze się trzymał. Alves za to nie czekając na jakiekolwiek sprzeciwy ruszył w swoją stronę, yh... cały Dani.
-Ja biorę młodszego Alcantarę- odparłam ruszając w kierunku Rafaela. Poczułam pociągnięcie i momentalnie wylądowałam w ramionach Alexisa.
-Nie skarbie, razem i odstawimy do ich domów. Jestem samochodem- dodał widząc moją minę.  Sanchez wpakował Brazylijczyków do jego auta i ruszył w wskazanym przeze mnie kierunku.

*Oczami Nicole*
Wybiegłam na zewnątrz, moim ciałem owładnęły dreszcze, wywołane przez narastający chłód i złość. Usiadłam na schodkach podciągając kolana pod brodę, nie próbowałam nawet powstrzymywać łez. Tak, byłam zazdrosna, ale czy to coś złego? Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Zostaw mnie.- nie musiałam nawet otwierać oczu, on zawsze był przy mnie.- Proszę...- dodałam czując ukłucie winy spowodowane oschłym tonem.
-Wiesz, że tego nie zrobię- wyszeptał obejmując mnie ramieniem.
-Leo... proszę, idź już.- wydukałam, zaciskając oczy. Usłyszałam jak wstaje z ciężkim westchnieniem. Zbliżył się do mnie i pocałował w czubek głowy, po chwili zostałam zupełnie sama, jednak nie na długo.
-Nel?- od razu domyśliłam, się, że to Neymar. Tylko on miał prawo, się tak do mnie zwracać. Moja wcześniej nie odczuwalna złość, wezbrała na sile na tyle mocno, że odważyłam się na niego spojrzeć.
-Czego?- warknęłam. Nawet  nie próbowałam być dla niego miła. Na jego twarzy odmalował się szok.
-Co się stało?- zapytał niepewnie.
-Nic- westchnęłam wypinając dolną wargę do przodu. Chłopak zbliżył się do mnie łapiąc za rękę, którą natychmiast wyrwałam.
-Nie dotykaj mnie- rzuciłam mu zabójcze spojrzenie. Jednak on, nawet się nie zdenerwował. Patrzył na mnie z troską i współczuciem.
-Nel..- zaczął.
-Mam na imię Nicole.- syknęłam, nie patrząc w jego stronę. Przegięłam.
-O co Ci chodzi?!- krzyknął odsuwając się ode mnie. Przeczesał włosy palcami. Coś we mnie pękło, teraz nie obchodziło mnie to, że widział jak płaczę.
-O Ciebie mi chodzi!- wrzasnęłam chowając twarz w dłoniach. Miałam wrażenie jakby ktoś wymierzył mi policzek. Ney prawie natychmiast podbiegł do mnie obejmując mnie ramionami. Próbowałam go odepchnąć. Czułam jak całuje mnie w czoło.
-Spokojnie- wyszeptał w moje włosy.
-Jesteś okropny! Jak możesz tak robić! Co ja Ci takiego zrobiłam?! Przecież ty wiedziałeś!- krzyczałam, nadal przytulona do chłopaka. Po chwili, poczułam coś mokrego na swoim policzku. Płakał. Natychmiast pożałowałam każdego wypowiedzianego słowa. Wyrwałam się  jego uścisku, i sama go objęłam wplątując rękę w jego włosy. -Przepraszam..- załkałam- przepraszam.

*Oczami Catii*

-Jesteśmy na miejscu- wydyszałam, stając przed drzwiami prowadzącymi do domu Rafy. Z trudem przekręciłam metalowy kluczyk.
-Ale to e może be mój dom.- wybełkotał kierując się w stronę salonu - Tu był czerwony dywan. Tu był ten czerwony dywan!- popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, jak można się aż tak upić? Usiadłam koło niego ze szklanką wody w ręku.
-Masz, napij się.- wręczyłam mu szklankę, jednak, jak można się było tego spodziewać prawie natychmiast spadła na podłogę
-idiota...- kiedy podniosłam się ze szklanką w ręku, moja twarz napotkała usta chłopaka.
-Co ty robisz!- krzyknęłam odsuwając się gwałtownie, on jednak nie dał za wygraną. Gwałtownie złapał mnie i przyciągną do siebie. Pachniał alkoholem. Próbowałam go odepchnąć od siebie, jednak był za silny. Złapał mnie za ramiona, zdecydowanie za mocno.
-Zostaw ją!- usłyszałam krzyk z końca pokoju, po chwili Brazylijczyk, został siłą odepchnięty ode mnie. Zerwałam się z kanapy.
-Alexis!- wrzasnęłam, gdy pięść chłopaka, wylądowała prosto na brodzie Rafaela. Chłopak niemal od razu padł na ziemię.
-Więcej nie puszczę Cię do niego samej- westchną, i po chwili mnie przytulił.

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 3

*Oczami Catii*


Właśnie omawiałam z Nicole szczegóły dotyczące strategii gry naszego następnego meczu, gdy do siadła się do nas pewna 37-letnia blondynka
-Shakira!- zawołałyśmy równo razem z siostrą witając dziewczynę.
-Hej dziewczyny!- powitała nas typowym dla siebie promiennym uśmiechem.- Przyszłam porozmawiać z wami na temat dzisiejszej imprezy.
-Ja chyba nie idę- wypaliłam, wymyślając w głowie miliony wymówek.
-A to czemu?- spytała piorunując mnie wzrokiem. Co miałam jej powiedzieć? Że nie mam ochoty widzieć Alexisa? To zdecydowanie nie był najlepszy pomysł.
-Po prostu kiepsko się czuję- prawie wyszeptałam, starając się dopasować swój ton do zaistniałej sytuacji.
-Dobra, i tak wiem, że tylko marzysz o tym, żeby pewien przystojny piłkarz imieniem Alexis zaprosił Cię do tańca- wypowiadając każde słowo, poruszała brwiami, za wszelką cenę chciała udowodnić mi, jak żałośnie się zachowałam próbując ją oszukać.
-Wcale nie!- krzyknęłam zrywając się  z miejsca, co tylko potwierdziło moją przyjaciółkę w swoim przekonaniu.
-Mhm... Przecież on jest taaaaaki przystojny- zaśmiała się naśladując mój głos, a ja po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć.
-Czyli przyjdziesz?
-Przemyśle to- powiedziałam oschle.
-Tak, tak i specjalnie dla niego jeszcze się wystroisz.- zachichotała wstając z zajmowanego przez siebie miejsca i zmierzwiła mi włosy. Spiorunowałam ją wzrokiem i odeszłam w przeciwnym kierunku, rozmyślając nad powodem mojej niechęci do dzisiejszej imprezy.

*Oczami Sary*
Muzyka rozbrzmiewała mi w uszach, a alkohol powoli uderzał do głowy. Stojąc przy barze obserwowałam tańczących ludzi i muszę stwierdzić, że nie każdy powinien to robić. W pewnym momencie moją uwagę przykuła osoba stojąca w rogu sali, wyglądała jakby była czymś przygnębiona.
-Hej- zawołam starając się przekrzyczeć muzykę i rozmowy innych ludzi.
-Cześć- Ney uśmiechnął się, odsłaniając przy tym dwa rzędy równych, śnieżnobiałych zębów. Przyglądałam się mojemu rozmówcy, zastanawiałam się jakim cudem, tak zabójczo przystojny chłopak może w ogóle mieć jakieś problemy.
-Coś się stało?- spytałam na tyle cicho, żeby mieć pewność, że tylko on mnie usłyszy. W odpowiedzi jedynie, ledwie zauważalnie pokręcił głową wbijając wzrok w podłogę.
-Chyba widzę- szepnęłam kładąc mu rękę na ramieniu. Wreszcie na mnie spojrzał...
-Zatańczymy?- spytał, szybko zmieniając temat.
-Pewnie- powiedziałam wyciągając go na parkiet.

*Oczami Catii*

 Siedziałam naprzeciwko mojej przyjaciółki  na wąskiej czerwonej kanapie przy jednym ze stolików, popijając powoli zimny napój. Od początku obserwowałam przybyłych na imprezę gości. Przed oczami przemykały mi doskonale znane twarze. W pewnym momencie obok Shaki przycupnął podpity już Gerard, który po ucałowaniu swojej wybranki zwrócił się do mnie.
-A panienka co tak się rozgląda- zachichotał chwytając za drinka blondynki, jednak ta zwinnie go wyrwała.  Pique ułożył ze swoich ust dziubek przekręcając go raz w lewo raz w prawo zupełnie jakby się zastanawiał ale, czy pijany Geri potrafi myśleć? Czy ten Hiszpan w ogóle potrafi myśleć?
-Obserwuję- westchnęłam.
-Szuka Sancheza- szepnęła teatralnie Kolumbijka za co została spiorunowana przeze mnie wzrokiem.
-Nie szukam go- odburknęłam.
-Tak?- dziewczyna uśmiechnęła się zadziornie.
-On przecież tam stoi- Pique wskazał ręką w kierunku baru a mnie zamurowało. Rzeczywiście był tam. Rozmawiał z Danim. Po chwili on się spojrzał na mnie a ja speszona odwróciłam wzrok z powrotem na parkę przede mną. Udałam, że interesuję mnie Gerard, który ostatecznie dobrał się drinka Shakiry. Dziewczyna machnęła na to ręką po czym zwróciła się do mnie
-To jak? "Nie interesuje mnie Alexis"- powtórzyła moje słowa śmiejąc się przy tym, na co ja tylko przewróciłam oczami. Czułam na sobie wzrok chłopaka siedzącego naprzeciwko. Patrzył na mnie z miną zbitego psa. Pokręciłam głową z uśmiechem i podsunęłam mu pod nos mojego drinka za co ten obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
-Wygrałam- pisnęła uradowana Kolumbijka klaszcząc rękoma.
-Widzę, że tu się tworzą jakieś kompletnie nielegalne zakłady- usłyszałam śmiech Puyola.
-Boże święty Carles przestraszyłeś mnie- zerwałam się z miejsca i przytuliłam Hiszpana.
-Noo...myślała, że to Alexis- zaśmiał się Pique.
-Gerard!- upomniałam chłopaka- a ja ci dałam drinka- oburzyłam się a ten wzniósł ręce do nieba.
-Chodzi o Sancheza?- zapytał  były zawodnik blaugrany .
-Co to za obgadywanie mojego przyjaciela- usłyszeliśmy głos Daniego, który ledwo co doszedł do stolika i zajął moje wcześniejsze miejsce. Obok mnie stanął chłopak, którego najmniej chciałam teraz widzieć.
-Cześć- uśmiechnął się do mnie, co sprawiło, że zrobiło mi się gorąco.
-To my nie będziemy przeszkadzać- powiedziała Shakira klepiąc swojego partnera po ramieniu a Puyi praktycznie siłą zaciągnął Alvesa do innego stolika.
-Przepraszam nie wiem o co im chodzi- lekko się zmieszałam.
-Przynajmniej mamy okazję pogadać- po  raz kolejny się wyszczerzył- ale może na początek zatańczymy?- skinęłam głową i ruszyliśmy na parkiet.


*Oczami Nicole*
W moich uszach rozbrzmiewała dobrze znana mi piosenka, jednak nie mogłam przypomnieć sobie, kto ją wykonuje i jaki nosi tytuł, aktualnie skupiona byłam, żeby nie zgubić rytmu.
-Luis- zaśmiałam się, kiedy chłopak po raz kolejny nadepnął na moja stopę- Jednak za dużo wypiłeś- powiedziałam delikatnie się  od niego odsuwając.
-Wydaje Ci się- wybełkotał stawiając nieudolne kroki w moją stronę. Kiedy mu się to udało, nadludzką siłą posadziłam go na jednej z kanap.
-Co ja bym bez Ciebie zrobił-  wydukał, ściskając mnie mocniej za rękę.
-Pewnie nic- uśmiechnęłam się do niego, zostawiając go, na pastwę Xaviego, który zmierzał w jego stronę z dwiema szklankami pełnymi jaskraworóżowego płynu.
-Jesteś okropny- szepnęłam do przyjaciela mijając go. Na co tylko wyszczerzył zęby i podał napastnikowi napój. Westchnęłam, przyglądając się tej scenie, po czym ruszyłam w stronę baru.
-Jak się masz?- usłyszałam, niski, męski głos dochodzący zza moich pleców.
-Hej- przytuliłam do Marc'a- W sumie nawet dobrze, a ty?- spojrzał na mnie znad swoich brwi, większość z dziewczyn mogłaby odpłynąć pod jego wpływem.
-Zmęczyłem się po odprowadzaniu pijanego Pedro z powrotem do hotelu- uśmiechnął się na to wspomnienie. Uśmiech miał równie oszałamiający co sam wzrok. Poczułam jak moje policzki oblewają się  rumieńcem.
-No rozumiem, że jestem pociągający, no ale...- zaśmiał się głęboko, dotykając mojego policzka.
-To twoja wina!- parsknęłam śmiechem, łapiąc go za rękę.
-Przepraszam, że urodziłem się boski!- powiedział z udawanym smutkiem składając ręce, jak do modlitwy. Szturchnęłam go w ramie szykując, ripostę, ale przerwały mi czyjeś ciepłe dłonie, obejmujące moje ramiona.
-Porwę ją na chwilę do tańca- zakończył naszą sprzeczkę Leo całując mnie przelotnie w policzek. Bartra popatrzył na niego z dezaprobatą, wydął wargi, i odszedł. Messi, natychmiast wykorzystał okazję i z typowym dla siebie sprytem złapał mnie za rękę zaciągając na parkiet.
-Ma się te wyczucie czasu- skomentował, gdy z głośników popłynęła, spokojna ballada. Napastnik objął mnie w pasie, gdy ja położyłam mu ręce na ramionach, tańczyłam w rytm piosenki rozkoszując się tą chwilą. Po dłuższej chwili podniosłam wzrok, żeby spojrzeć na przyjaciela, lecz moją uwagę przykuło jednak coś innego. Niedaleko od nas tańczyła Sara z Neymarem, kołysali się, przytuleni do siebie. Moja "siostra" jedną ręką obejmowała szyję chłopaka, a drugą miała splecioną z jego. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Natychmiast uwolniłam się z uścisku Leo biegnąc w stronę wyjścia.

_____________________________________________

Powiem a raczej napiszę wprost. Martwi mnie brak komentarzy pod rozdziałami . Rozumiem, że to dopiero 3 rozdział a początki są zwykle najtrudniejsze. Mimo to odczuwam tą niepewność i zadaję sobie pytania- czy blog jest fajny albo czy jest w ogóle sens by go prowadzić? Tak więc jak śledzisz losy barcy i sióstr Enrique to zostaw komentarz.

 
 
Czytasz = komentujesz
 
I tak dla rozluźnienia atmosfery macie naszego pijaczka wraz z Milanem *.*
 


piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 2



Neymar miał rację - droga z lotniska do domu mojego ojca do krótkich nie należała ale na nudę narzekać też nie mogłam. Chłopak śpiewał piosenki lecące w radiu robiąc przy tym głupie miny. Szczerze mówiąc strasznie je kaleczył. Przestawiał słowa, niekiedy nawet śpiewał coś innego niż powinien. Nie zmienia to faktu, że poprawił mi humor a podróż szybko minęła co chyba było tą gorszą stroną.
Dom taty był piękny, taki o jakim kiedyś marzyłam. Szkoda tylko, że mogę w nim zamieszkać dopiero po tylu latach. W pewnym momencie na podjazd wjechał samochód, z którego wysiadł nie kto inny jak mój ojciec. Przywitał się z Neymarem uściśnięciem dłoni a do mnie się uśmiechnął.
-Cieszę się, że cię widzę. Straszne korki były?- z  pytaniem zwrócił się do Neya, który właśnie wyjmował z bagażnika moje walizki.
-Właśnie nie- odpowiedział.
-O to dziwne....no zapraszam do środka- ruszyliśmy za nim. Cały czas trzęsły mi się ręce. Rozmowa z tatą była dość drętwa. Ciekawiło mnie jak to się potoczy dalej. Za chwilę miałam poznać siostry i macochę - osoby, które mogłam pokochać lub znienawidzić. Musiałam jednak na to jeszcze trochę poczekać bo dziewczyn nie było w domu . Z jednej strony to dobrze, miałam czas na rozmowę z tatą. Pochwalił się, że Neymar jest jednym z najlepszych piłkarzy w Barcelonie. Pewnie większość z was się zdziwi, że nie wiedziałam, że jest piłkarzem, że gra w klubie mojego ojca. Nie jestem jakąś fanką piłki nożnej. Wiem tyle co usłyszę przypadkiem w radiu czy telewizji. Znam takich piłkarzy jak Messi czy Ronaldo i tyle.
Minęło ponad pół godziny od mojego przyjazdu, gdy do domu wróciła macocha. Była to dość wysoka kobieta o ciemnym odcieniu skóry, czarnych włosach i brązowych oczach. Na twarzy miała małe oznaki starości ale mimo to wyglądała pięknie. Gdy mnie zobaczyła na jej usta wkradł się ciepły uśmiech, który mi dodał odwagi i sprawił, że poczułam się o wiele bardziej komfortowo w jej towarzystwie.
-Ty pewnie jesteś Sara- bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Tak to ja- odparłam
-Cieszę się, że wreszcie mogę cię poznać jestem Ann
-Nawzajem- uśmiechnęłam się. W tym samym momencie usłyszałam trzask drzwiami. Po chwili w salonie pojawiła się drobna postać, która rzuciła się w ramiona Neymara. Brazylijczyk okręcił się z nią wokół własnej osi.
-Nie było cię na treningu- stwierdziła
-Masz racje a powodem była misja od twojego taty- zaśmiał się nie spuszczając z niej wzroku.
-A cóż to mój ojciec kazał ci zrobić- zapytała a Ney kiwnął głową w moim kierunku.
-Saro to jest Catia młodsza z moich córek- głos zabrała Ann a Catia odburknęła " tylko o 5 minut" po czym mnie przytuliła.
-Och a to jest Nicole- wskazała na wchodzącą do pomieszczenia dziewczynę. Mimo, że była to siostra bliźniaczka Catii to nie były identyczne, bardzo podobne ale nie do tego stopnia żebym miała problemy z ich odróżnieniem. Hiszpanka stała w miejscu lekko otępiała ale po chwili odszukała wzrokiem mnie i powtórzyła gest siostry. Ney nagle oświadczył, że musi się zbierać. Pocałował w policzek moją "najmłodszą" siostrę i już go nie było a ja poczułam się strasznie głupio. Próbowałam zarywać do chłopaka mojej siostry.. cóż to jest nauczka na przyszłość.


Ze snu wyrwały mnie promienie słoneczne wpadające do pokoju przez nie zasłonięte okno. Jak wczoraj wróciliśmy do domu było już ciemno i zapomniałam je zasłonić. Tata pokazywał mi Barcelonę. Miałam okazję z nim porozmawiać i upewnić się, że na prawdę nie mam mnie głęboko w dupie. Były z nami też Catia i Nicole. Ta druga dziwnie się zachowywała. Prawie wcale się nie odzywała, jakby była nieobecna umysłem z nami tylko gdzieś indziej. Może była zazdrosna? Ale o co? To ja powinnam być zazdrosna w końcu one od urodzenia miały ojca na co dzień nie to co ja ale jakoś tego jeszcze nie wypomniałam i jak na razie nie zamierzam.
Ześlizgnęłam się z wygodnego łóżka. Po moim ciele przeszło saldo nieprzyjemnych dreszczy w momencie, gdy moje stopy zetknęły się z zimnymi panelami. W szybkim tempie znalazłam się przy szafie, z której wyciągnęłam potrzebne ubrania po czym ruszyłam do łazienki, gdzie się ubrałam i wykonałam poranną toaletę. Kiedy wykonałam poranne czynności - udałam się do kuchni, gdzie siedziały Ann i Nicole. Żona mojego taty smażyła naleśniki a siostra siedziała przy stole z psem na kolanach.
-Dzień dobry- odezwałam się siadając przy stole obok Niki.
-O dzień dobry! Jak się spało?- zapytała Ann obdarzając mnie ciepłym uśmiechem.
-A dobrze, dziękuję- odwzajemniłam uśmiech.
-To bardzo się cieszę, pierwsze noce w nowym miejscu przeważnie nie należą do najlepszych, dobrze, że ty nie masz takiego problemu- powiedziała a następnie postawiła przede mną i Nicole naleśniki.
-A gdzie jest tata i Catia?- zapytałam.
-Pojechali na trening- momentalnie pożałowałam tego pytania. Praktycznie cały wczorajszy wieczór moje myśli zaprzątał Neymar. Nie miałam bladego pojęcia dlaczego nie mogłam pozbyć się Brazylijczyka z mojego umysłu. Faktem jest, że gdybym powiedziała, że napastnik mi się nie podoba - skłamałabym, jednak to najprawdopodobniej chłopak mojej siostry a ja nie zamierzałam wtrącać się w cudze związki. Z drugiej strony był Dominik, do którego żywiłam duże uczucie więc dlaczego ciągle w głowie mam Neya?
-Idziesz ze mną?- z zamyślenia wyrwała mnie Nicole.
-Gdzie?
-Do taty i Catii- odpowiedziała a ja pokiwałam twierdząco głową.

*Catia*

Dzisiaj mało kto miał ochotę na ten trening. Większość była tu byle być, nawet ojciec pofolgował dzisiaj chłopakom. Większość rozłożyła się na murawie. Oczywiście znalazły się wyjątki jak na przykład Neymar, który strzelał karne na pustą bramkę a następnie cieszył się jakby właśnie strzelił gola decydującego o wygranej mundialu. Niedaleko mnie stało jego radio, z którego leciały jakieś dzikie rytmy.
-Ney, możesz to wyłączyć?- spojrzałam na niego błagalnie.
-Czekaj, czekaj...patrz teraz będzie gol- tak, Neymar nie chcesz czegoś zrobić to zmień temat. Niestety chłopaczek się przeliczył i trafił w poprzeczkę. W tym samym momencie usłyszałam głośny śmiech Pique, który następnie oświadczył, że pokaże Brazylijczykowi jak się strzela gole. Oparłam głowę na ramieniu siedzącego obok Jordiego i obserwowałam wyczyny Gerarda. Chłopak na początku położył się na brzuchu w bliżej nie określonym celu, następnie wsadził wskazujący palec do buzi a później uniósł go do nieba, w końcu wziął rozbieg i.... byłby gol gdyby nie Claudio, który nie wiadomo kiedy pojawił się przy bramce.
-A myślałem, że Claudio nie zdąży dobiec i Masip powie "pokaże ci jak się broni"- oświadczył Marc robiąc w powietrzu cudzysłów.
-Catia, robimy jutro imprezę, przyjeżdżają między innymi Bojan, David, Alexis, Victor. Mamy nadzieję, że przyjdziecie z Nicole- powiedział Pedro.
-I Sarą.
-Racja, to będziecie?- dopytywał.
-Myślę, że tak.



piątek, 31 października 2014

Rozdział 1




Wsiadając do samolotu starałam się nie myśleć o tym, że w Polsce zostawiam praktycznie wszystko.
Mamę, przyjaciół, chłopaka. Próbowałam utrzymywać myśl, że zawsze marzyłam o powrocie do Barcelony a ponadto tam mam o wiele większą szansę na rozwinięcie mojego talentu muzycznego, na spełnienie największego jak dotąd marzenia. Od najmłodszych lat występowałam na scenie jednak były to jedynie jakieś szkolne przedstawienia. Teraz siedząc w tym samolocie mam nadzieję na spełnienie moich marzeń. Jednak powrót do miejsca urodzenia nie był taki prościutki jak mogłoby się wydawać. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam podejmując decyzję o wyjeździe. W Polsce zostawiam Mamę - najważniejszą dla mnie osobę. Cały czas mam przed oczami moment na lotnisku, gdzie się żegnałyśmy, mało brakowało a by się rozpłakała. Drugim powodem moich wątpliwości był mój chłopak. Nigdy nie wierzyłam w związki na odległość. Kilkakrotnie rozważałam opcję zerwania ale nie mogłam tego zrobić. Za bardzo go kocham. Tak więc mimo, że to nie będzie łatwe, zawalczę o nas.

Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Nienawidziłam latać, zawsze starałam się cały lot przespać ale teraz wyjątkowo nie mogłam zasnąć, to pewnie przez natłok myśli. Tak, stanowczo było ich za dużo ale trudno nie było myśleć na przykład o tym jak mnie przyjmie tata. Ostatni raz widziałam go rok temu, gdy jego klub grał mecz na narodowym. Miałam prawie 4 miesiące jak rodzice się rozstali. Podobno zaczęło się między nimi psuć jeszcze przed moim urodzeniem, tak mi mama mówiła. Po 3 latach moja rodzicielka poznała swojego obecnego męża i wyjechałyśmy do Warszawy. A co z tatą? On też poznał swoją drugą połowę, jakiś rok po rozstaniu z mamą. Ożenił się a później urodziły mu się dwie córki - bliźniaczki Nicole i Catia. Jako dziecko chciałam żeby rodzice do siebie wrócili. Nienawidziłam jego córek za to, że w ogóle istnieją, uważałam, że to właśnie one zabrały mi tatę. Z biegiem czasu to zanikło a ja coraz bardziej byłam ciekawa jakie one są, czy byśmy się dogadały, po prostu chciałam je poznać i to miało się spełnić już za kilka godzin.
Nareszcie do moich uszu doszły słowa stewardesy, która prosiła o zapięcie pasów. Serce mi waliło jak oszalałe. Jestem już w Barcelonie. Miałam ochotę skakać ze szczęścia ale to było teraz nie możliwe.
Wychodząc z lotniska zauważyłam  młodego mężczyznę z tabliczką, na której było napisane "Sara Enrique" podeszłam do niego wolnym krokiem. Był przystojny co mnie onieśmielało.
-To ja- powiedziałam cicho, wskazując na tabliczkę.
-Co?- prawie krzyknął. Wiedziałam, że doskonale wie co powiedziałam, cwany uśmieszek na jego twarzy zdradzał wszystko.
-To ja- powtórzyłam głośniej a ten się zaśmiał.
-No, to ja rozumiem. A więc zapraszam panienkę Enrique do samochodu- wskazał ręką na pojazd i razem ruszyliśmy w jego stronę.
-Wolę jak się mówi do mnie po imieniu- oświadczyłam zerkając na niego.
-O widzę panienka odzyskała pewność siebie. Zapnij pasy mamy przed sobą kawałek drogi a ja nie mam zamiaru tracić kasy na mandaty- rozkazał. Na twarzy cały czas miał uśmiech. Był bardzo...nie, ja nie mogę myśleć o innych chłopakach, mam własnego, który jest tysiące kilometrów ode mnie ale jest. Chociaż...to tylko malutki flircik, nic się nie stanie.
-Sara- wyciągnęłam do niego rękę.
-Neymar.