piątek, 31 października 2014

Rozdział 1




Wsiadając do samolotu starałam się nie myśleć o tym, że w Polsce zostawiam praktycznie wszystko.
Mamę, przyjaciół, chłopaka. Próbowałam utrzymywać myśl, że zawsze marzyłam o powrocie do Barcelony a ponadto tam mam o wiele większą szansę na rozwinięcie mojego talentu muzycznego, na spełnienie największego jak dotąd marzenia. Od najmłodszych lat występowałam na scenie jednak były to jedynie jakieś szkolne przedstawienia. Teraz siedząc w tym samolocie mam nadzieję na spełnienie moich marzeń. Jednak powrót do miejsca urodzenia nie był taki prościutki jak mogłoby się wydawać. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam podejmując decyzję o wyjeździe. W Polsce zostawiam Mamę - najważniejszą dla mnie osobę. Cały czas mam przed oczami moment na lotnisku, gdzie się żegnałyśmy, mało brakowało a by się rozpłakała. Drugim powodem moich wątpliwości był mój chłopak. Nigdy nie wierzyłam w związki na odległość. Kilkakrotnie rozważałam opcję zerwania ale nie mogłam tego zrobić. Za bardzo go kocham. Tak więc mimo, że to nie będzie łatwe, zawalczę o nas.

Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Nienawidziłam latać, zawsze starałam się cały lot przespać ale teraz wyjątkowo nie mogłam zasnąć, to pewnie przez natłok myśli. Tak, stanowczo było ich za dużo ale trudno nie było myśleć na przykład o tym jak mnie przyjmie tata. Ostatni raz widziałam go rok temu, gdy jego klub grał mecz na narodowym. Miałam prawie 4 miesiące jak rodzice się rozstali. Podobno zaczęło się między nimi psuć jeszcze przed moim urodzeniem, tak mi mama mówiła. Po 3 latach moja rodzicielka poznała swojego obecnego męża i wyjechałyśmy do Warszawy. A co z tatą? On też poznał swoją drugą połowę, jakiś rok po rozstaniu z mamą. Ożenił się a później urodziły mu się dwie córki - bliźniaczki Nicole i Catia. Jako dziecko chciałam żeby rodzice do siebie wrócili. Nienawidziłam jego córek za to, że w ogóle istnieją, uważałam, że to właśnie one zabrały mi tatę. Z biegiem czasu to zanikło a ja coraz bardziej byłam ciekawa jakie one są, czy byśmy się dogadały, po prostu chciałam je poznać i to miało się spełnić już za kilka godzin.
Nareszcie do moich uszu doszły słowa stewardesy, która prosiła o zapięcie pasów. Serce mi waliło jak oszalałe. Jestem już w Barcelonie. Miałam ochotę skakać ze szczęścia ale to było teraz nie możliwe.
Wychodząc z lotniska zauważyłam  młodego mężczyznę z tabliczką, na której było napisane "Sara Enrique" podeszłam do niego wolnym krokiem. Był przystojny co mnie onieśmielało.
-To ja- powiedziałam cicho, wskazując na tabliczkę.
-Co?- prawie krzyknął. Wiedziałam, że doskonale wie co powiedziałam, cwany uśmieszek na jego twarzy zdradzał wszystko.
-To ja- powtórzyłam głośniej a ten się zaśmiał.
-No, to ja rozumiem. A więc zapraszam panienkę Enrique do samochodu- wskazał ręką na pojazd i razem ruszyliśmy w jego stronę.
-Wolę jak się mówi do mnie po imieniu- oświadczyłam zerkając na niego.
-O widzę panienka odzyskała pewność siebie. Zapnij pasy mamy przed sobą kawałek drogi a ja nie mam zamiaru tracić kasy na mandaty- rozkazał. Na twarzy cały czas miał uśmiech. Był bardzo...nie, ja nie mogę myśleć o innych chłopakach, mam własnego, który jest tysiące kilometrów ode mnie ale jest. Chociaż...to tylko malutki flircik, nic się nie stanie.
-Sara- wyciągnęłam do niego rękę.
-Neymar.